Naszym celem było Cerro
del Hierro, w wolnym tłumaczeniu „żelazne góry”. To miejsce
wykorzystywano kiedyś jako kopalnię, wydobywano z niej żelazo oraz inne
minerały, które są tego pierwiastka pochodnymi. Dziś jest to pomnik przyrody, a
jednocześnie dobre miejsce do wspinania dla mieszkających niedaleko miłośników
tego sportu.
Cerro del Hierro |
Zanim jednak spróbowaliśmy wspinaczki w Cerro del Hierro, należało się tam dostać, a wcześniej znaleźć
nocleg (był piątek wieczorem). Na peronie poza czterema szalonymi nastolatkami
i zawiadowcą stacji nie było nikogo, a trzeba zapytać, co dalej. Padło na tego ostatniego. Zajrzałam do jego siedziby i zapytałam:
– Perdón. ¿Dónde está el camping?
– Perdón. ¿Dónde está el camping?
Zawiadowca miał czarne, długie wąsy, ciemną karnację i sygnet
na najmniejszym palcu swojej dłoni. Na głowie nosił służbową czapkę, która
przypominała te spotykane również u polskich konduktorów. Spojrzał na mnie, poprawił
sygnet, westchnął i powiedział. – Camping? – w tym momencie zadzwonił telefon.
Wyszłam z pomieszczenia. Musiałam poczekać aż skończy, a hiszpańskie rozmowy do
krótkich nie należą.
Po tym jak odłożył słuchawkę, wstał i wykonał gest, którym
zaprosił nas do swojego pokoiku. Wyjął kartkę i narysował na niej stację. – Jesteśmy tutaj – powiedział, a potem dorysował
tory, dwa słupki, drogę za nami i drogę przed nami. Na koniec naszkicował ścieżkę
i wytłumaczył, że mamy zejść nią w dół, a tam znajdziemy trzy drogi. Napisał dokąd prowadzą, strzałką zaznaczył którędy mamy iść. Na stworzonej przez niego mapie brakowało tylko skali.
Podziękowaliśmy, pożegnaliśmy się i zaczęliśmy szukać ścieżki. W tym
momencie usłyszałam gwizd, odwracam się, a zawiadowca stacji pokazuje, że to
nie tutaj. Zaczynamy schodzić kawałek dalej i znowu gwizd. Tym razem mężczyzna
pokazuje, że mamy iść w dół. Robimy tak, a on znowu gwiżdże. Tym razem nie
odwróciłam się, bo według mapy, którą dostaliśmy, droga była właściwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz