Szukaj na tym blogu

czwartek, 30 sierpnia 2012

Shopping time

Zbliża się powrót do Warszawy. Dlatego czas na zakupy w sklepach z pamiątkami. Odwiedzam je z żalem. Z drugiej strony jestem też podekscytowana, bo można tam kupić wiele ciekawych, dziwnych i niepotrzebnych rzeczy. Moja uwaga skupiła się na podkoszulkach. Chcę mieć t-shirt, który będzie przypominał pół roku spędzone w Andaluzji.

Okazuje się, że podkoszulków jest mnóstwo, a przynajmniej połowa z nich ma napis, który prawdopodobnie miał być zabawny. Są klasyczne takie jak  I love Seville, czy po prostu Sevilla ze zdjęciem jednej z miejscowych atrakcji turystycznych. Stworzono też takie, które mają opisywać styl życia mieszkańców: Sjesta spanish yoga czy Spanish triathlon: drinking, eating, fucking, aż do takich jak Sexvilla enjoy all night long.

 

Najbardziej andaluzyjski okazał się jednak podkoszulek z napisem ¡Coño! Que caló, co po polsku oznacza „Ku…! Ale gorąco!. To stwierdzenie, które pada z ust mieszkańców Sewilli bez przerwy. Najciekawsze, iż w pełni brzmi ono ¡Coño! Que calor. Jednak mieszkańcy Andaluzji bardzo często omijają początek albo koniec wyrazu. I postanowili także na podkoszulku napisać po swojemu. Dlatego ten t-shirt najlepiej oddaje charakter miasta, a właściwie mieszkających w nim ludzi.


czwartek, 23 sierpnia 2012

Prace naprawcze

Czy pomnik na fontannie przy placu Puerta de Jerez w Sewilli znowu będzie miał głowę? Wszystko wskazuje na to, że tak. Wczoraj zaczęły się prace naprawcze i mają trwać przez tydzień. Jak donoszą lokalne gazety oraz portale internetowe fontanna przejdzie całkowitą renowację. Konserwatorzy naprawią nie tylko głowę, ale również inne uszkodzenia, których podobno było już całkiem sporo.


















Głowę odnaleziono i naprawiono. Nie wiadomo jednak nic na temat sprawców, którzy dokonali dekapitacji pomnika w dniu, w którym reprezentacja Hiszpanii została mistrzem Europy w piłce nożnej. Chyba policyjne metody zawiodły, a sprawca tego, haniebnego czynu chodzi sobie wolno po Sewilli, a może nawet pojechał gdzieś na wakacje?

niedziela, 19 sierpnia 2012

Sensacja?

– Fala upałów na południu Europy! – poinformował wczoraj portal TVN Meteo. Napisano również o tym, że w miejscowościach na południu Hiszpanii temperatura może wynieść nawet 41 stopni Celsjusza.
www.tvnmeteo.pl
Szkoda tylko, iż to nie do końca prawda. Na południu Hiszpanii już od czerwca temperatura utrzymuje się na poziomie 38-40 stopni, a fale upałów przychodzą tu znacznie częściej i trwają znacznie dłużej. Miejskie termometry przynajmniej trzy razy w tygodniu pokazują 42 albo 45 stopni. I jak twierdzą mieszkańcy Andaluzji to nic nadzwyczajnego.

 – W tym roku jest całkiem normalnie. – powiedziała mi Isabel (koleżanka z Sewilli) i dodała. – W zeszłym roku to były upały. Kilka razy mieliśmy nawet 50 stopni Celsjusza. – Ile? – dopytałam, bo myślałam, że po prostu z moim hiszpańskim jest coś nie tak i źle zrozumiałam. – No 50, a czasami nawet 53. – powtórzyła głośno i wyraźnie Isabel, która przekonywała mnie, że oni w zasadzie nie znają innej pory roku niż lato i wiosna.

– Zimą jest u nas 18 stopni. – dodała. – Na plusie? – zapytałam. – No tak, a co u was na minusie? – spojrzała na mnie, a ja pokiwałam głową. Isabel westchnęła i powtórzyła po raz kolejny, że Polska to zimny kraj. Pewnie dlatego nasze portale pogodowe piszą o hiszpańskiej, niespotykanej dotąd fali upałów, która tutaj robi wrażenie tylko na turystach. 

www.20minutos.es

wtorek, 14 sierpnia 2012

Sjesta na basenie?

Podczas upałów Hiszpanie potrzebują kilku rzeczy. Po pierwsze drinków z dużą ilością lodu, po drugie klimatyzacji, po trzecie sjesty, a po czwarte… basenu pod gołym niebem. Dlatego na wielu osiedlach dostępna jest specjalna pływalnia, otoczona ogrodowymi parasolami. Znajduje się ona na podwórku albo na dachu wielorodzinnego domu czy bloku.


Czasami zdarza się jednak, że ktoś mieszka na osiedlu, na którym basenu nie ma. Wtedy powinien poszukać znajomych, którzy go mają i mogą nas zaprosić. Tak też było ze mną. Zostałam zaproszona.

Poszłam na basen, w którym wspólnie kąpią się i rozmawiają sąsiedzi. Oczywiście w określonych grupkach. Są mamy z dziećmi, panie i panowie na emeryturze, ubrane w skąpe bikini nastolatki oraz chłopcy, którzy siedzą we własnym towarzystwie i bez skrępowania omawiają wygląd koleżanek.

– Chodź, chodź tam siedzi Isidoro. Musisz go poznać. Chodź, przedstawimy cię. – powiedziała jedna z moich młodych towarzyszek. Wcześniej zrozumiałam tyle, że Isidoro podoba się każdej z nich. A zapytane o to czy im się podoba piszczały, chichotały i krzyczały, że nie. – Po co? Nie chcę. – odpowiedziałam. – No chodź. Musisz. – mówiły tak głośno, patrzyły w jego stronę, ciągnęły mnie za ręce, iż musiałam odpuścić. Przedstawiłam się, powiedziałam, że jestem z Polski. Później zostałam przepytana: – Ile masz lat? Jak masz na nazwisko? Masz męża? A czy masz dzieci? Mieszkasz tutaj?  

Udzieliłam w miarę wyczerpujących odpowiedzi, gdyż Izydor pokiwał głową z uznaniem. Później powiedział, że basen zamykany jest o piętnastej, bo wtedy zaczyna się sjesta. A przecież nie można spędzać jej na basenie, bo ktoś mógłby się niepotrzebnie zmęczyć podczas kąpieli. 

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Miejski wspin

Upały, upały, upały ale… trzeba się też czasami poruszać. W weekendy, latem siłownia zamknięta. Można jednak, w godzinach porannych (później słońce staje się zbyt męczące) wypróbować bezpłatne „mosty wspinaczkowe”. Dostępne są dwa.

Jeden przeznaczony tylko dla bulderujących. Imitujący skały, most królowej Izabeli II, stojący w centrum Sewilli nad rzeką Gwadalkiwir. Podobno został zaprojektowany w pracowni samego Gustawa Eiffla (tego od paryskiej wieży).

Na drugim moście (Puente del Alamillo) czekają drogi dla miłośników wspinaczki z asekuracją. Są drogi łatwiejsze, pionowe, ale też drogi w dachu, mocno przewieszone. Pełno przeróżnych, dziwnych chwytów, zaczynając od takich, jakie można spotkać na każdej ścianie wspinaczkowej, po przykręcone tam kamienie, fragmenty skał, czy kwadratowych płytek.

Mimo tego, że wszystko razem wygląda dosyć specyficznie, a wszędzie dookoła pełno śmieci. „Most wspinaczkowy” cieszy się dużym zainteresowaniem wśród mieszkańców Sewilli. Wiszą tam nawet ogłoszenia: – Jeśli szukasz towarzystwa do wspinania dzwoń pod ten numer… i proś Marco. Mam sprzęt wspinaczkowy. 

sobota, 4 sierpnia 2012

Hiszpański Facebook

– Masz Tuenti? – Wstawisz te zdjęcia na Tuenti? – pytali mnie znajomi z Sewilli. Odpowiadałam, że nie znam tego portalu, nie wiem, co to jest i że mogę podzielić się fotografiami jedynie na Facebooku. Wytłumaczyli mi, że Tuenti to portal społecznościowy.

No tak, zorientowałam się. Ale jak on dokładnie wygląda? Skąd się wziął? W Polsce chyba go nie ma. Zaczęłam szukać informacji i okazało się, że Hiszpanie jak zwykle musieli zrobić coś po swojemu. To byłoby zbyt proste korzystać z uniwersalnego, Facebooka. Przecież oni nawet na komputer mówią „ordenador” i tylko to słowo rozumieją.

Tuenti jest nazywany „hiszpańskim Facebookiem”. Został założony w 2006 roku przez grupę przyjaciół. Jego nazwa pochodzi od hiszpańskiego „tu enti(dad)”, czyli „twoja tożsamość”. Cóż… można było się tego spodziewać. Przecież oni, jak sami twierdzą, są tradycyjni, przywiązani do swojego języka oraz hiszpańskich marek.  

www.tuenti.com

piątek, 3 sierpnia 2012

Czas na piknik

– Najpierw ty przez godzinę uczysz nas angielskiego, a potem my ciebie hiszpańskiego. – zaproponowała czteroosobowa grupka młodzieży. Trzy osoby to Peruwiańczycy, a jedna z nich to Hiszpanka z Sewilli. Zgodziłam się, bo niby co miałam zrobić? I tak muszą być zdesperowani, albo pracowici, skoro chcą się uczyć podczas wakacji. Jednak to drugie w Hiszpanii jest raczej mało prawdopodobne.

Najwięcej angielskich słów i konstrukcji zna koleżanka pochodząca z Hiszpanii. – Zapytaj o Presento Simple, a zapytaj jeszcze o verbos modales. – prosili ją znajomi. Ja udawałam, że nie rozumiem po hiszpańsku. Radziłam próbować, mówić po angielsku. A poza tym dziwiłam się, że każda angielska nazwa czasu ma swoją hiszpańską formę. U nas raczej niespotykane.

Po pierwszej lekcji skapitulowałam. Teraz staram się wydobyć z głębi umysłu wszystkie hiszpańskie słowa, które przez trzy miesiące nauki udało mi się poznać. Próbuję tłumaczyć łącząc angielski z hiszpańskim i polskim. Jakoś idzie, ale to ciężka praca, kiedy trzeba wszystko robić powoli oraz głośno i wyraźnie. Dlatego cwani uczniowie przy okazji lektury angielskiego tekstu o pikniku, sami zaproponowali… piknik. – Niech będzie. – odpowiedziałam, bo uznałam, że może dojdziemy jakoś do sukcesu ucząc się przez zabawę. Słyszałam kiedyś, że to działa…