Szukaj na tym blogu

wtorek, 22 maja 2012

Ucho byka na pamiątkę

– Jesteśmy torreadorami, zabiliśmy dziś byka – usłyszałam od dwóch młodych mężczyzn, którzy zabrali nas, autostopowiczów z miejscowości Constantina do Sevilli. Poinformowali także o tym, że bilety na corridę nie są drogie i warto to widowisko obejrzeć. Poszliśmy.

Kiedy zobaczyłam arenę na Plaza de Toros, krzyknęłam. – Fajnie to wygląda! – niestety moje odczucia były takie tylko przez chwilę. Kiedy byk wkroczył na arenę spoważniałam. Zaczęła się „zabawa” ze zwierzęciem, które męczone przez dwadzieścia minut pada na ziemię. Gdyby jednak zgadywać tylko na podstawie reakcji widowni, w czym uczestniczymy to odpowiedziałabym, że to mecz piłki nożnej. Krzyczą, wstają, klaszczą, gwiżdżą, jedzą i piją piwo. 


Walka z bykiem ma kilka etapów. Na początek torreadorzy drażnią zwierzę przy pomocy żółto-różowych płacht. Byk jest jeszcze żwawy i niebezpieczny. Drugi etap jest przerażający. Pikador, czyli jeździec na koniu wbija bykowi lancę w unerwiony garb na karku. Leje się krew, koń prawie się przewraca, a Hiszpanie krzyczą uradowani. Później jest tylko gorzej, bo kolejni starają się wbić bykowi w to samo miejsce krótkie włócznie. Potem wkracza matador z czerwoną płachtą i drażni zwierzę po to, żeby je zabić poprzez wbicie szpady w kark. Dobrze, kiedy od razu trafi w odpowiednie miejsce i cios powali byka, a nie zawsze się udaje. I wreszcie moment końcowy, w którym martwy byk przyczepiony do końskiego zaprzęgu zostaje wyciągnięty z areny.


Matadorów było trzech, a każdy miał do odbycia dwie walki, co daje sześć zabitych byków podczas jednego wieczoru. Nie wiem, co później dzieje się z ich mięsem, ale w hiszpańskich barach nie będę już jadła niczego, co ma w nazwie toro.

Jedna z walk zostaje walką wieczoru. Uradowany tłum macha białymi chusteczkami, co oznacza uznanie dla matadora. On na pamiątkę dostaje ucho zabitego byka i zadowolony obchodzi z nim arenę. Ciekawe czy tę kolekcję uszu wiesza sobie potem na ścianie?


W lipcu 2010 roku parlament Katalonii przegłosował ustawę zakazującą organizowania korridy. Od stycznia 2012 roku, na przykład w Barcelonie, tego widowiska nie można już zobaczyć. W Andaluzji jednak tradycja trzyma się dobrze. – Mój tata bardzo to lubi. Traktuje korridę jak sport taki jak piłka nożna – powiedziała mi nawet Marta ze Stowarzyszenia Mujeres Entre Mundos.

Czy zatem Jose Rull, jeden z radnych katalońskiego parlamentu miał rację, kiedy powiedział. – Niektóre tradycje nie mogą trwać, kiedy zmienia się społeczeństwo. Katalonia nie chce zabraniać wszystkiego, ale uważamy, że najbardziej zdegradowane zwyczaje powinny zostać zakazane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz