Stolica,
poranek, godzina ósma, a może trochę wcześniej. Pies sprawdza, co nowego
sąsiedzi wyrzucili przez okna, a ja obserwuję i widzę, że idzie trzech panów,
chwiejnym krokiem, jeden popija tanie piwo, a może wino. Nie wiem, to pewnie i
tak bez znaczenia. – Mają siłę! Tak pić
od rana – pomyślałam.
Usłyszałam
też, o czym rozmawiają. Ten popijający piwo, beształ dwóch, pozostałych. Kazał
im rzucić palenie.
–
No i wy teraz szluga, za szlugiem! Jak już macie szlugi to wy umiaru nie macie –
mówił.
–
Ale nie rozumiesz, bo ty nie palisz i… – zaczął się tłumaczyć jeden z nich, ale
tamten mu przerwał.
– Ja
paliłem i wiem, co to są papierosy! Ty mi tu nie pier… , bo wy się po prostu
ograniczać nie potraficie. Wy do tych papierosów to jak świnia do koryta.
Nauczcie się kur… ograniczać – powiedział, po czym wziął łyk taniego piwa,
które miał cały czas przy sobie.
Niestety,
nie mogłam dalej słuchać, bo mój mały piesek pobiegł do wyrzuconej przez okno
skórki pomarańczy i nie mógł się opamiętać. Musiałam przeprowadzić akcję
wydobywania śmieci z pyska. Cóż było robić? Piesek po prostu biegnie do
wszystkiego, co napotka na swojej drodze, jak świnia do koryta.
– Gdzie
on znajduje te wszystkie cebule, zużyte chusteczki higieniczne, skórki od
banana, pomarańczy, jabłek, puszki po piwie i wiele innych rzeczy? – pytałam sama siebie.
Zupełnie
zapomniałam, że to przecież ci ludzie, co potrafią ograniczyć palenie otworzyli
okna i postanowili posprzątać mieszkania.