Szukaj na tym blogu

czwartek, 3 maja 2012

Wlepkowa tradycja narodowa

Álora  –  małe, andaluzyjskie miasteczko, czterdzieści kilometrów od Malagi. Z powodów obronnych, zbudowano je na zboczu góry. Dlatego ulice są strome i wąskie. – Zostawmy lepiej samochód przed wjazdem do Álory i przejdziemy się, co? – proponowałam za każdym razem, kiedy coś trzeba było w tym mieście załatwić. 

Prowadzenie samochodu i parkowanie jest, bowiem dla przeciętnego europejskiego turysty czymś tak stresującym, że lepiej nie próbować. W oczach Polaka czy Niemca wyraźnie widać strach, kiedy zjeżdża ze stromej, wąskiej uliczki w Álorze. 5 kilometrów na godzinę i przez cały czas kontroluje ile jeszcze centymetrów brakuje do tego, żeby obetrzeć zderzak. W tym czasie Hiszpan idący do sklepu przeciśnie się jeszcze między samochodem i murem, a przy tym krzyknie. – Don’t worry!     albo po swojemu.    Tu tranquilo no pasa nada! To, że niczym się nie przejmują widać też kiedy patrzy się na ich auta. Większość ma poobijane zderzaki, wgniecione drzwi oraz uszkodzone lusterka.


Być może dlatego, że Álora taka mała to też tradycyjna i „zaściankowa”. W końcu położona z dala od Madrytu czy Barcelony. Mimo wszystko ogarnęło mnie ogromne zdziwienie, gdy na drogowskazie wskazującym centrum miasta odkryłam wlepkę.  – Stop feminazis! – od razu krzyknęłam. – Nie, tutaj takie rzeczy się nie zdarzają! Musieli tu być Polacy! – pomyślałam, że to po prostu niemożliwe. Przecież to kraj, w którym aborcja jest dozwolona, w szkołach prowadzone są zajęcia antydyskryminacyjne i zapobiegające rasizmowi, a posiadanie marihuany jest legalne.

Po chwili przypomniałam sobie jednak jak jeden z uczniów szkoły zawodowej, w której stowarzyszenie Mujeres Entre Mundos prowadziło zajęcia na temat imigrantów, powiedział.  – Ten, kto nie jest Hiszpanem, nie powinien dostawać u nas pracy! I dotarło do mnie, że to jednak możliwe, a wlepki typu – Jakie Derby? W Warszawie jest tylko Legia – nie są naszą narodową tradycją.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz