Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 30 lipca 2012

Złote piaski Lagos

Skały, skały, skały i plaże, które są uznawane za najpiękniejsze w Europie. Tak wygląda Lagos, mała miejscowość w Portugalii. Niewielkie plaże otoczone są przeróżnymi, ciekawymi formacjami skalnymi, aż chce się poszukać spitów. Niestety o wspinaniu trzeba zapomnieć, bo skały są kruche, a przy każdej z nich wisi komunikat: „Rockfall hazard”. W zamian można wybrać się w podróż łódką lub kajakiem i zajrzeć do jaskiń.


– To piękna wycieczka. – zapewniał Portugalczyk, który namawiał turystów do przejażdżki. Chyba zauważył moje wahanie, bo dodał. – Jak wrócisz i powiesz, że ci się nie podobało, nie płacisz.

To mnie przekonało. Postanowiliśmy popłynąć. Przydzielił nam łódkę i powiedział. – Popłyniecie z bardzo dobrym kapitanem, który mówi po angielsku.

Okazało się, że kapitan nie był zbyt rozmowny. Tylko od czasu do czasu wskazywał kolejne skały i mówił:  Elephant, wedding cake, Titanic, twins… – i trzeba przyznać, że skały rzeczywiście przypominały to, o czym mówił. Czasami, kiedy wpływaliśmy do jaskini kazał uważać na głowy oraz okulary przeciwsłoneczne. Po zakończaniu wycieczki, która trwała ponad czterdzieści minut, musiałam zapłacić, bo było dokładnie tak jak przed wypłynięciem powiedział szef firmy. – Beautiful trip!

wedding cake
Titanic

poniedziałek, 23 lipca 2012

Kolorowy konkurs

– Podejdźcie tutaj, ustawcie się ładnie. – powiedział hiszpański tata do swojej córki i jej koleżanek. Zaczęły pozować, a ojciec fotografował. Okazja do robienia zdjęć bardzo dobra, bo w sewilskiej dzielnicy Triana odbywa się właśnie trzydniowy konkurs sevillany. Dzieci, młodzież i dorośli mogą wykazać się swoimi umiejętnościami przed publicznością oraz jury.


Wśród dzieci ogromne poruszenie. Dziewczynki ubrane w kolorowe suknie, z kwiatami we włosach próbują naśladować starsze koleżanki i wykonywać kobiece ruchy. Niestety na scenie często zapominają ustalone wcześniej kroki, zastępują je czymś swojego autorstwa. Ile w tym sevillany? Prawdopodobnie niewiele, ale wygląda urokliwie. Pary składające się z młodzieży tańczą z równie dużym zaangażowaniem. Ruchy dopracowane, rytmicznie stukają kastanietami. Na koniec dorośli tańczący z potrzeby serca. Publiczność klaszcze i popija drinki.


Nastrój udzielił się też konferansjerowi, który prawdopodobnie przeszedł już jakiś czas temu na emeryturę. Stara się jednak jak może opowiedzieć coś ciekawego na temat tańca i święta w dzielnicy Triana. Jego wypowiedź nie wzbudza zainteresowania. Widownia traktuje to jak przerwę na papierosa, łyk piwa i rozmowy na temat tańczących par: kto lepiej, kto gorzej, a kto powinien wygrać. Tylko muzyka oraz barwne stroje są w stanie przerwać emocjonującą dyskusję. 

niedziela, 22 lipca 2012

Miecze świetlne i karuzela

Za dwa euro, przy pomocy wiatrówki i korka, można ustrzelić nagrodę: breloczek, małą, żółtą piłeczkę lub przyrząd do robienia baniek mydlanych. Z kolei za jeden euro wystarczy pociągnąć za sznurek, żeby wylosować maskotkę. Każdy może wygrać. Nie wiadomo tylko czy będzie to duży, zielony krokodyl, czy może malutka, niebieska małpka. Chętni mogą też spróbować, złowić na plastikową wędkę, kolorową rybkę lub kaczkę. Te atrakcje dostępne są od dwóch dni w Sewilli, w dzielnicy Triana.


Z jakiej okazji? Trwa święto ku czci Santiago i Świętej Anny. Poza kościelnymi nowennami oraz procesjami, towarzyszy mu także świecka tradycja. Dlatego w programie są koncerty, konkursy sevillany oraz zawody sportowe. Rozstawiono też casetasy, czyli namioty takie jak podczas Feria de Abril, a w nich bary. Można wypić piwo oraz hiszpańskie drinki takie jak: rebujito czy mojito. Dla miłośników odpustów: jednoosobowe stoiska, na których dostępne są miecze świetlne lub świecące, królicze uszy, a także kolorowe baloniki w kształcie myszki czy kotka. Dla dzieci jest karuzela oraz plastikowe, podskakujące byki.


Impreza będzie trwała przez cztery kolejne wieczory, aż do czwartku. Większość atrakcji dostępna jest od godziny dziewiętnastej. Dlatego, żeby uciec przed wszechobecnym upałem, który po zachodzie słońca spada poniżej czterdziestu stopni celsjusza.

środa, 18 lipca 2012

Chwyt marketingowy

Matalascañas – niewielka, ale malownicza miejscowość położona nad Oceanem Atlantyckim. Jej największą atrakcją stała się plaża. Otoczona jest Parkiem Narodowym Doñana, w którym, jak głoszą przewodniki, można spotkać rysia iberyjskiego. Dużą część parku stanowią mokradła, które są schronieniem dla flamingów oraz innych, ciekawych gatunków ptaków. Pozostała część jest pustynno- wydmowa z lasem śródziemnomorskim. Wszystko razem wygląda imponująco.

Jednak to przede wszystkim plaża przyciąga tłumy zarówno hiszpańskich, jak i zagranicznych turystów. Dla leniwych dostępna jest nawet szeroka oferta hoteli położonych nad brzegiem oceanu. Wystarczy zejść po schodach i jesteśmy na plaży.


Jadąc w kierunku Matalascañas czasami trzeba zwolnić, bo w niektórych miejscach tworzą się korki. W każdym samochodzie rodzina trzymająca na kolanach dmuchane piłki i krokodyle. W bagażniku wiozą lodówkę turystyczną pełną zimnych napojów, alkoholi oraz lodu, bez którego drinków nie piją. Pewnie, dlatego też bez lodówki nie wyruszają w podróż. Nawet podczas wspinaczki w El Chorro udało nam się spotkać mieszkańców Sewilli, którzy przyszli pod skałę z lodówką przepełnioną sokami, owocami i kilkoma puszkami piwa.  

Jednak nie tylko napojami człowiek żyje. Podczas leżenia na plaży można też zgłodnieć. Matalscañas jest przygotowane. Przy plaży mnóstwo barów, które przyciągają specjalną ofertą o nazwie “Menu Dnia”. W cenie 8-9 euro można zjeść pierwsze i drugie danie, a także deser oraz wypić drinka. Trudno nie ulec pokusie. Tylko, który bar wybrać? – W jednym tłumy, ale w drugim podobnie. W tym jedzenie wygląda dobrze, ale w następnym jeszcze lepiej. – mówiłam i próbowałam dokonać wyboru, ale nie było łatwo.

Nagle na jednej z tablic, na których kredą zostało wypisane menu dnia zauważyłam napis. – We speak english. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha i pomyślałam. – Niestety, wam nie wierzę. Knajpy tej nie wybrałam, bo napis, który zobaczyłam to prawdopodobnie tylko chwyt marketingowy, który miał za zadanie przyciągnąć zagranicznych turystów.  

środa, 11 lipca 2012

Coraz bliżej sprawców

– Policja posiada zdjęcia młodych ludzi, którzy pozbawili głowy pomnik przy placu Puerta de Jerez. – poinformowały dzisiaj sewilskie portale internetowe. Fotografie zostały przekazane funkcjonariuszom przez świadków tego zdarzenia. A widać na nich młodego chłopaka, który w otoczeniu siedmiu innych osób podnosi do góry głowę „nimfy z fontanny” i spaceruje z nią dookoła.

Niestety zdjęcia nie są dobrej jakości. Nie widać dokładnie twarzy. Dlatego specjalne jednostki policji analizują i poprawiają fotografie. Tymczasem władze Sewilli mają nadzieję, że sprawcy tego „haniebnego czynu” niebawem zostaną złapani, a później ukarani.

Obecnie trzy kawałki głowy przewieziono do konserwatora zabytków. Prace naprawcze będą trwały około miesiąca, a ich koszt to 9 tysięcy euro. 

Głowa w trzech kawałkach, źródło: www.diariodesevilla.es

niedziela, 8 lipca 2012

Śledztwo w toku

Radosne świętowanie zwycięstwa hiszpańskiej reprezentacji, podczas Euro 2012, przyniosło Sewilli straty. W nocy 1 lipca zaginęła głowa. Straciła ją statua umieszczona na zabytkowej fontannie, stojącej na środku placu Puerta de Jerez. Tamtej nocy rozradowani i pijani kibice zaczęli wchodzić na pomnik. Ich ruchy spowodowały, że "poleciała głowa". Lokalne gazety donoszą, iż to wandale wykorzystali dobrą okazję do tego, żeby zniszczyć zabytek miasta. Prasa napisała również, że cztery dni temu głowę odnaleziono, ale niestety w trzech kawałkach.

– Jednak na razie nie można jej przykleić, bo policja musi znaleźć sprawców. – poinformował mnie hiszpański kolega. Funkcjonariusze badają elementy głowy i jest nadzieja. Prawdopodobnie podejrzani zostawili na niej odciski palców oraz fragmenty zdartego naskórka. To może doprowadzić policję do przestępców.

W ciągu tygodnia wszystko powinno wrócić do normy, ale póki co fontanna stała się jeszcze większą atrakcją zarówno dla turystów, jaki i tubylców. Wszyscy robią zdjęcia pomnikowi bez głowy. W końcu takie rzeczy nie zdarzają się codziennie. Będzie, co opowiadać dzieciom i wnukom. 

Z głową...
... i bez głowy.


czwartek, 5 lipca 2012

Leniwe lato

Razem z początkiem lipca, rozpoczęła się sławna, hiszpańska sjesta. Upał, wakacje, słońce – te czynniki utrudniają pracę zawodową. Dlatego latem w Andaluzji sjesta jest konieczna i niezbędna.

Wiele się zmieniło. W południe nie wszystkie sklepy czy urzędy są pozamykane. Tak było jeszcze kilka lat temu. Jednak lokalne sklepiki, część knajp, banki oraz niektóre sklepy samoobsługowe w godzinach 14:00-17:00 lub 14:30-17:30 w sierpniu oraz lipcu są zamknięte. Jeśli nie są to i tak praca w nich odbywa się spokojnie oraz powoli. Nawet kryzys gospodarczy oraz 23 proc. bezrobocia nie zmusi Andaluzyjczyków do sumiennej pracy latem.


W czerwcu wszystko odbywało się jeszcze w miarę normalnie. Dlatego nie sądziłam, że lipiec przyniesie tak radykalne zmiany. – Jak będę wracała to pójdę do tego dużego sklepu po drodze. – pomyślałam. Zgodnie z planem próbuję wejść do sklepu, ale drzwi się nie otwierają, a w środku nikogo nie ma. Patrzę na zegarek jest 14:40, a na drzwiach wisi kartka, że od poniedziałku do piątku czynne w godzinach 9:00-14:30 i 17:00-21:00. Co mogłam zrobić. Wybrałam inny sklep, w którym sjesta nie obowiązywała.

Zgodnie z tradycją w godzinach sjesty wszyscy powinni przerywać pracę i na dwie-trzy godziny udawać się na obiad, a potem na krótką drzemkę. Sjesta to przede wszystkim stan ducha. Dzięki niej jesteśmy zrelaksowani, nie czujemy stresu. – przyznają mieszkańcy Andaluzji, którzy także w sierpniu, jeśli nie muszą to nie pracują. – W sierpniu będziesz miała wakacje, bo nasze stowarzyszenie jest zamknięte. Za gorąco, żeby tu siedzieć i pracować. – powiedziała Gloria. Mam wrażenie, że umysły większości mieszkańców Sewilli są zaprogramowane na odpoczynek i na szukanie możliwości, w jaki sposób żyć tak, żeby się nie przepracowywać. 

poniedziałek, 2 lipca 2012

Królowie Europy

– Campeones, campeones aeaeaooooo – krzyczałam wczoraj razem z mieszkańcami Sewilli i ochrypłam, ale co mogłam zrobić, udziela się. Czerwono– żółte stroje, flagi, piłkarskie przyśpiewki, okrzyki– trudno przejść obojętnie. Nawet, jeśli czuje się żal z powodu tego, że te wszystkie barwy nie były biało– czerwone.


Sprawdziły się jednak przepowiednie optymistycznie nastawionych Hiszpanów. Wygrała ich reprezentacja, oni są najlepsi i nic nie zachwieje ich pewnością siebie. Przed meczem na wielu polskich portalach czytałam, że to Włosi zostaną mistrzami Europy, a na hiszpańskich. – Jesteśmy gotowi tworzyć piłkarską historię – mówił Andrés Iniesta portalowi sport.es, a dziś na tej samej stronie internetowej, ogromny tytuł. – Królowie futbolu, królowie Europy!

Wczoraj królami poczuli się też mieszkańcy Sewilli, którzy przez całą noc grali koncert na wuwuzelach i bębnach oraz śpiewali. Przed meczem, w reklamówkach brzęczało ich ulubione, hiszpańskie piwo, o którym koledzy z Polski mówią pogardliwie „siki”. Po meczu piwo lało się strumieniami nie tylko do gardeł, ale też na głowy i podkoszulki wszystkich oglądających mecz poza domem. A trzeba przyznać, że takich w Sewilli jest sporo.


Samochody obwieszone hiszpańskimi flagami przekraczały prędkość, a piesi przechodzili na czerwonym świetle i nikt nie miał do nich pretensji. Mimo tego, że policja była w gotowości. Zaczęła nawet ściągać pijanych szczęściem fanów futbolu z zabytkowej fontanny na rynku.

Strefa kibica w Sewilli okazała się najlepszym miejscem na spędzenie niedzielnego popołudnia. A hiszpańskie podziały na Andaluzję, Katalonię oraz inne rejony wczoraj były bez znaczenia. Jak zauważyła jedna z moich, polskich koleżanek. – Mam przeczucie, że nawet Barcelona czuje się dziś wyjątkowo hiszpańska.