„Przemokły mi stopulce, gdy byłem z
rana w piekarni po bułkę. Bo wpadłem w zaspę i śnieg nasypał mi się aż za
skarpetę. Popędziłem do domu, zamoczyłem nogi w miednicy z ciepłą wodą i teraz
tęsknie patrzę na bułkę. I na ręcznik, który zostawiłem w przedpokoju...”
– to słowa Misia Kazimierza, które zostały zapisane na facebookowej stronie
książki „Miś Kazimierz”. Autorką jest Paulina Wilk. Ta publikacja stała
się także numerem jeden na mojej liście prezentów, o które poprosiłam Świętego
Mikołaja. No, bo jak nie stać się fanką misia zwłaszcza, jeżeli na imię ma
Kazimierz?
http://www.facebook.com/pages/Miś-Kazimierz-miśbook |
Poza tym mam słabość do misiów w ogóle. Pierwszy był Bartek – duży, pluszowy, brązowy miś, który zajmował prawie całą moją poduszkę. Nawet w zeszycie z pierwszej klasy pod tematem „Moje zabawki” zajmował całą stronę. Na tym rysunku próbowałam oddać jego prawdziwe rozmiary. Niestety zeszyt okazał się za mały, ale pani i tak postawiła mi piątkę.
Bartek nie był jedyny. W tym samym
momencie byli ze mną Uszatek i Coralgol. Kiedy na ekranie pojawiał się miś
z klapniętymi uszkiem byłam wniebowzięta, a „Przygody Misia Coralgola”
pochłaniały mnie całkowicie.
„Coralgol to właśnie ja. Miś, co
zawsze śpiewać chciał. Lecz choć bardzo kochał śpiew, wciąż fałszował pośród
drzew… Coralgol to właśnie ja. Będę dla was w filmie grał…” – zaczynał śpiewać
Coralgol swoim piskliwym głosikiem, a ja zamieniałam się w słuch. Nic nie mogło
mnie oderwać od ekranu telewizora.
Później zapomniałam na trochę o
Uszatku i Colargolu, bo nieoczekiwanie zjawił się Kubuś Puchatek. Oczywiście nie
ten z książki A.A. Milne’a, ale ten z dobranocki wyprodukowanej przez Walta
Disneya. – Tygrysek jest najlepszy – mówiła jedna z moich sióstr, która w
latach szkolnych ceniła sobie niezależność i starała się żyć podobnie do
Tygryska. – Nie, Prosiaczek jest fajniejszy, bo jest taki mały, miły i słodki –
mówiła inna moja siostra. – Co? Prosiaczek to ciota. Ty to zawsze takich
głupków wybierasz – odpowiadała jej miłośniczka Tygryska. – Najlepszy jest
Puchatek – stwierdzałam ja, najstarsza siostra. – No Puchatek to wiadomo, ale
my rozmawiamy, kto poza nim jest jeszcze fajny – odpowiadały zgodnie siostry, z
którymi oglądałam bajkę Disneya.
W nasze siostrzane życie przebojem weszły
też, „Gumisie”. Polubiłam je tak bardzo, że nie mogłam się doczekać niedzieli.
Misie przygotowujące sok z gumijagód pokazywane były, jako dobranocka zawsze w
niedzielę, w ramach w cyklu „Walt Disney przedstawia”. Piosenka w wykonaniu
Andrzeja Zauchy towarzyszyła mi później przez cały, szkolny tydzień.
Teraz dorosłam, czasy się zmieniły.
Moim towarzyszem stał się Miś Paddington, ale tylko w wersji angielskiej, bo przecież
muszę się uczyć obcego języka. A miś Bartek został zastąpiony pluszowym, dużo
mniejszym, czarnym szczurem z IKEI.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz