Szukaj na tym blogu

piątek, 20 kwietnia 2012

Como te llamas?

Friday, warm, spring – takie notatki zobaczyłam na tablicy po wejściu do jednej z klas szkoły podstawowej w Sevilli. Zapytałam czy uczą tutaj języka angielskiego. Okazało się, że jest to dwujęzyczna szkoła, w której od małego wtłacza się dzieciom do głów angielskie słówka.

Z tego powodu przy każdej z lekcyjnych sal była tabliczka: classroom, a przed wejściem do pokoju nauczycielskiego: teacher’s room. W tym pokoju dowiedziałam się też, że żaden z nauczycieli nie mówi po angielsku, a przynajmniej nie przyznał się do tego kiedy pani wicedyrektor próbowała zaproponować mi kawę. Pomogłam jej i powiedziałam  – Café con leche, por favor –  w odpowiedzi usłyszałam – Very, very good!

W hiszpańsko- angielskiej szkole, w której nikt nie rozumiał po angielsku, pomogłam Marcie oraz Isabeli ze stowarzyszenia Mujeres Entre Mundos poprowadzić zajęcia „intercultural”. Tym razem uczestnikami były dzieci, które mimo tego, że ruchliwe okazały się bardziej przyjazne od uczniów szkoły zawodowej.

– To jest nasza koleżanka, która przyjechała z innego kraju – powiedziała Marta i dała znak, że mogę się przedstawić. – Mam na imię Matylda. Przyjechałam z Polski. Mieszkam w Warszawie – powiedziałam po polsku (tak jak się umawiałyśmy). – Oooooo! Como te llamas? – zaczęły dopytywać dzieci  – Me llamo Matilda – odpowiedziałam i dostałam oklaski.


Każde zdanie, które próbuję powiedzieć po hiszpańsku jest chwalone i nagradzane okrzykami 
– Vale, vale! Czuję się przy tym jak dziecko stawiające pierwsze kroki i przez cały czas obserwowane przez rodzinę. Ta hiszpańska rodzina nie daje mi spokoju. Bez przerwy klepie po ramieniu, całuje na dzień dobry i do widzenia oraz przytula kiedy chce pokazać jak bardzo cieszy się z tego, że mnie widzi.

Czy pamiętam o tym, żeby nie podchodzić do innych za blisko, bo każdy ma swoją strefę, w której czuje się komfortowo i nie należy jej przekraczać? W Hiszpanii nikt o tym nie pamięta.

3 komentarze: