Z tego powodu przy każdej z lekcyjnych sal była tabliczka: classroom,
a przed wejściem do pokoju nauczycielskiego: teacher’s room. W tym pokoju
dowiedziałam się też, że żaden z nauczycieli nie mówi po angielsku, a
przynajmniej nie przyznał się do tego kiedy pani wicedyrektor próbowała
zaproponować mi kawę. Pomogłam jej i powiedziałam – Café
con leche, por favor – w odpowiedzi
usłyszałam – Very, very good!
W hiszpańsko- angielskiej szkole, w której nikt nie rozumiał
po angielsku, pomogłam Marcie oraz Isabeli ze stowarzyszenia Mujeres Entre Mundos poprowadzić zajęcia „intercultural”.
Tym razem uczestnikami były dzieci, które mimo tego, że ruchliwe okazały się
bardziej przyjazne od uczniów szkoły zawodowej.
– To jest nasza koleżanka, która przyjechała z innego kraju
– powiedziała Marta i dała znak, że mogę się przedstawić. – Mam na imię
Matylda. Przyjechałam z Polski. Mieszkam w Warszawie – powiedziałam po polsku
(tak jak się umawiałyśmy). – Oooooo! Como te llamas? – zaczęły dopytywać dzieci
– Me llamo Matilda – odpowiedziałam i dostałam
oklaski.
Każde zdanie, które próbuję powiedzieć po
hiszpańsku jest chwalone i nagradzane okrzykami
– Vale, vale! Czuję się przy tym jak dziecko stawiające pierwsze kroki i przez cały czas obserwowane przez rodzinę. Ta
hiszpańska rodzina nie daje mi spokoju. Bez przerwy klepie po ramieniu, całuje
na dzień dobry i do widzenia oraz przytula kiedy chce pokazać jak bardzo cieszy
się z tego, że mnie widzi.
Czy pamiętam o tym, żeby nie podchodzić do innych za blisko, bo
każdy ma swoją strefę, w której czuje się komfortowo i nie należy jej
przekraczać? W Hiszpanii nikt o tym nie pamięta.
czemu Cię nie ma na zdjeciach? (to pisałam ja - kejt ;)
OdpowiedzUsuńBo sama je robiłam! (to pisałam ja - bułka;)
OdpowiedzUsuńto wiele wyjaśnia ;)
OdpowiedzUsuń